TOP
ossiuri e vermox €21.90
zlobek-prywatny-zlobek-panstwowy-ktory-lepszy-blog-slodkiciezar-dziecko-zabawki-choroby
MYŚLI

Żłobek prywatny czy państwowy? Nie mam wątpliwości!

Wydawać by się mogło, że prywatny żłobek może być znacznie lepszym wyborem niż ten państwowy, bo przecież indywidualne podejście, bo budżet, który pozwala na realizowanie fajnych projektów, bo opieka logopedy czy psychologa, bo lepsze jedzenie, bo ciekawsze zabawki, bo montessori. Zaskoczę Cię, bo wcale tak nie musi być.

Podobnie jak wielu rodzicom, bardzo zależało mi na tym, by moje dziecko dostało się do państwowego żłobka. Wiadomo, dziecko bardzo dużo kosztuje, a dodając do tego koszty prywatnej opieki, dosłownie można pójść z torbami. Finalnie jednak nie mieliśmy wyboru i poszukiwania skupiliśmy wokół prywatnych żłobków. Z uwagi na moje obawy, niania w ogóle nie wchodziła w grę, o czym pisałam tutaj.

Po kilku tygodniach poszukiwań, wybraliśmy bardzo młodą placówkę, bo istniała zaledwie od kilku miesięcy. Jednak właścicielka zrobiła na nas dobre wrażenie, oprowadzając nas zapewniała o wielu planach na kolejne miesiące, o tym, że dzieci mają regularnie zabawy plastyczne, że planują hodować z dziećmi ogródek, że jedzenie jest bardzo dobrej jakości, niedosładzane, że uwzględniane są alergie i dostosowują menu do małych alergików. Mówiła też, że nie przyjmują dzieci z objawami chorób, że mają nastawienie na dobrą atmosferę i bezpieczeństwo dzieci. Odnosiła się przy tym do pozytywnych różnic właśnie między nimi a placówką państwową, co utwierdzało nas, że faktycznie jest to najlepszy wybór. Niestety, w późniejszym czasie okazało się, że nie takie wszystko różowe, jak było nam malowane.

Pierwsze tygodnie zapowiadały się fantastycznie. Dzieci było stosunkowo mało, co faktycznie przekładało się na to, że wszystko jakoś nieźle funkcjonowało. Ale jak dziś o tym myślę, to każdy rozkręcając swój własny biznes dba, aby na początku ta jakość była wysoka. Sztuką jest tę jakość utrzymać na stałe.

Nie powiem, przez cały nasz okres żłobka, bardzo ceniliśmy sobie atmosferę i kameralność miejsca. Te sprawiały, że właściwie  przez większość czasu Mikołaj chodził tam z uśmiechem. Jedynie w ostatnich kilku miesiącach stanowczo stwierdzał, że już nie chce tam chodzić, bo woli iść do przedszkola. Było to bezpośrednio wynikiem dwóch rzeczy: po pierwszej wizycie adaptacyjnej w przedszkolu był zachwycony, że tam było tyle różnych wspólnych zabaw, a po drugie w żłobku bardzo się już nudził w towarzystwie młodszych dzieci, a panie opiekunki (jak same przyznały podczas jednej z rozmów) nie poświęcały mu już za bardzo czasu, bo większość uwagi skupiały na nieco młodszych dzieciach. Nie pomagał również fakt, że mimo wszystko dzień opierał się przeważnie na swobodnej zabawie, brak było bardziej angażujących wydarzeń. Podejmowałam nawet rozmowy w tym temacie z właścicielką, jednak wszelkie sugestie, które podpierałam programami innych placówek były odpierane, najczęściej pod pretekstem, że dzieci są za małe np na teatrzyki (są takie dla dzieci powyżej pierwszego roku życia), czy wspólne robienie kanapek. Dziwiłam się, że w potężnym budżecie jaki pochłaniało comiesięczne czesne, nie ma praktycznie nic. Od znajomych którzy mieli dzieci w innych placówkach (prywatnych i państwowych) raz po razie słyszałam o teatrzykach, jasełkach, dogoterapii czy wspólnym malowaniu jajek z rodzicami na Wielkanoc. U nas nie było nic a nic, choć na pierwszym spotkaniu słyszeliśmy masę obietnic. Pod tym względem byliśmy bardzo rozczarowani. To wszystko czego żłobek mojemu dziecku nie dawał, musiałam organizować mu na własną rękę.

Drugim bardzo rozczarowującym aspektem stały się kwestie chorób. I wcale nie chodzi o ilość naszych chorób, ale o fakt, że żłobek przyjmował dzieci chore. Odprowadzając synka, niejednokrotnie widziałam, jak rodzice pozostawiali chore dzieci, a opiekunki się na to godziły – dosłownie. Zdaję sobie sprawę, że dzieci zarażają się najczęściej zanim pojawią się objawy. Ale rodzice przyprowadzali dzieci z bardzo uwidocznionymi objawami. W ostatnich miesiącach naszego żłobkowego czasu, mój mąż był świadkiem rozmowy matki z opiekunką, przekonującą o tym, że sprawdziła wysypkę dziecka z Googlem i to napewno nie jest wirus bostoński. I pytała opiekunki, czy dziecku przez cały dzień utrzymywała się gorączka. Oczywiście kilka dni później zaczęły się pojawiać informacje o żłobkowej epidemii bostonki. Nieodpowiedzialność biła po oczach.

Oprócz tego dochodził fakt, że mój mały alergik miał podawane alergeny. Wielokrotnie uczulałam osoby odpowiedzialne, że podawanie alergenów jest dla niego niebezpieczne, a mimo to kilkukrotnie się to zdarzyło. W efekcie obierałam dziecko z krwistoczerwonymi wypiekami na polikach albo z wysypką.

Ostatni dzień żłobka również był popisem jednej z opiekunek w bardzo wielkim stylu. Gdyż na pożegnanie wycałowała moje dziecko w… usta! Oczywiście rozumiem wieź i przywiązanie, które były naturalnym efektem spędzania wspólnego czasu, niemniej jednak ja ze swojej strony uważam to za absolutne przekroczenie granic. Bardziej stosownym zachowaniem byłoby przytulenie i danie buziaka w policzek lub w czoło.

Dlaczego nie zmieniłam żłobka pomimo tych wszystkich historii? Ponieważ moje dziecko czuło się tam całkiem dobrze. Nie wiem czy w innym miejscu chorowałoby tak samo czy mniej, wiem natomiast, że nie chciałam mu fundować kolejnego koszmaru adaptacyjnego. Gdy tylko działy się sytuacje dla mnie niepokojące, od razu kontaktowałam się z właścicielką bądź rozmawiałam z opiekunkami.

Wiem, że nie ma miejsc idealnych, jednak powierzając dziecko oczekujemy przede wszystkim odpowiedzialnej i mądrej opieki. Nie mają znaczenia piękne wnętrza czy modne zabawki. Nade wszystko liczą się ludzie i ich podejście.  Tak jak w wielu żłobkach prywatnych, o których słyszałam dobre opinie, tak i w żłobkach państwowych może być równie wspaniale, o czym pisze Magda z bloga Motheratorka (TUTAJ). Nie można kategoryzować i straszyć, że państwowe żłobki są siedliskiem patologii, a prywatne otaczają najlepszą opieką. Nie ma na to absolutnie żadnej reguły. Baaa, i o prywatnych niejednokrotnie słyszałam okropne historie, o wiązaniu i krępowaniu dzieci, o biciu i znęcaniu się.

Najlepsze co możemy zrobić, by ułatwić sobie decyzję, to porozmawiać z rodzicami dzieci chodzących do danego miejsca i dowiedzieć się o wrażenia. Przyjść i zajrzeć do środka. Bo najlepszą rekomendacją będzie zadowolenie dzieci.

Ania Brzozowska

Cześć, mam na imię Ania i bardzo się cieszę, że mogę gościć Cię na moim blogu. Jeśli spodobało Ci się tutaj, to zostań z nami na dłużej, będzie nam bardzo miło :) Polub slodkiciezar.pl na Facebooku Polub slodkiciezar.pl na Instargarmie Do zobaczenia! :)

«

»

Zostaw komentarz!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Instagram