W tym roku zostałam Mamą po raz drugi. Choć wydawało mi się, że przecież znam już temat od podszewki, jestem zaprawiona w boju, mam wszystko w jednym paluszku, to bardzo szybko doznałam zderzenia z nową rzeczywistością. Nic nie było już takie samo, ani nie było prostsze, bo drugie dziecko okazało się całkowicie przeciwstawnym biegunem do pierwszego. Musiałam wszystkiego nauczyć się od nowa i stawić czoło nowej, trudniejszej rzeczywistości, często wypełnionej płaczem, co niejako jest domeną high need baby, czyli dziecka bardziej wymagającego.
Niestety taka codzienność obfituje w olbrzymie pokłady stresu. Tej rzeczywistości nie da się w żaden sposób czarować, trzeba się z nią zmierzyć. Takie dzieci wręcz wymagają większej bliskości, tulenia, częstszego karmienia. Na szczęście my – współcześni rodzice jesteśmy bardziej świadomi, chcemy czuć, rozumieć, być bardziej wrażliwymi na potrzeby swoich dzieci, chcemy podchodzić w pełni łagodnie i responsywnie na potrzeby maluszków od chwili narodzin. Starsze pokolenie niestety nie rozumie tego, przyzwyczajeni do dawnego podejścia i postrzegania płaczliwych dzieci mówią:
Sama sobie jesteś winna! Rozpieściłaś je!
Nie noś, bo przyzwyczaisz!
Niech się wypłacze.
Daj smoczek, jak płacze to się uspokoi.
Póżniej wcale nie jest lepiej, bo oceniane są metody wychowawcze, równowaga pomiędzy pracą a czasem poświęcanym rodzinie czy porządek w domu. Brak tu zrozumienia, że przecież zarówno realia jak i życie bardzo się zmieniło.
To przykre, bo pokolenie naszych rodziców czy dziadków często czuje się, jakby mieli monopol na wiedzę o wychowaniu i pielęgnacji dzieci, przez co my – młodzi rodzice – pozostajemy w ogniu krytyki.
Wg raportu Johnson’s® aż 43% młodych rodziców przyznaje, że rodzicielstwo przyniosło im więcej krytyki niż jakakolwiek inna dziedzina życia. W Polsce doświadcza tego co trzeci rodzic (!). Blisko 13% rodziców na skutek krytyki przestaje dzielić się swoimi doświadczeniami. A nie powinno tak być, bo rodzicielstwo powinno być piękne, radosne, a nie dostarczać stresu i obaw przed byciem ocenianym i rozliczanym. Zwłaszcza, że mniej niż 1/3 rodziców w Polsce jest odporna na krytykę. To wszystko rzutuje na relacje rodzinne i znajomości.
W rodzicielskiej rzeczywistości gesty łagodności są nieocenione, bo stanowią wsparcie w często bardzo intensywnej i trudnej codzienności. Takie gesty może stanowić pomoc dziadków w opiece nad wnukami, czy ciepła rozmowa bez oceniania. W końcu każdy rodzic czasem potrzebuje poklepania po ramieniu i powiedzenia: Chociaż bywa ciężko, to świetnie dajesz radę albo możesz na mnie liczyć!
Łagodna pielęgnacja przede wszystkim!
Dla mnie jako podwójnej Mamy na tym etapie bardzo istotnym stała się łagodność nie tylko w komunikacji z bliskimi (zwłaszcza w temacie dzieci!), ale też szeroko pojęta łagodność w kontekście codziennej pielęgnacji dziecka. Przy starszaku nie przywiązywałam wagi do siły i znaczenia codziennych rytuałów, bo był on najzwyczajniej w świecie bardzo spokojnym i praktycznie nie płaczącym niemowlakiem.
Z młodszą zaczęłam doceniać codzienną rutynę, która trzymając ją w pewnych ramach powtarzalności, tym samym dała poczucie bezpieczeństwa. Wczesno wieczorne ciepłe kąpiele w wiaderku stały się dla nas czasem relaksu wprowadzającego w stan wyciszenia i przygotowania do snu. Dla nas to też czas przytulania i delikatnego masażu, bo moc dotyku dla takiego maluszka jest niezwykle kojąca. Zwieńczeniem jest usypianie w otulaczu, obowiązkowo z pieluszką bambusową pachnącą mlekiem w łóżeczku.


Marka Johnson’s® również postawiła na łagodność i po ponad 120 latach przeszła absolutną rewolucję. Wsłuchując się w oczekiwania i potrzeby młodych rodziców przepracowała swoje kosmetyki i stworzyła je całkowicie na nowo, tak aby wychodziły na przeciw oczekiwaniom współczesnych, świadomych rodziców. Miałam przyjemność poznać je podczas konferencji pod hasłem #wybierzłagodność, która miała miejsce kilka tygodni temu.
Ale wracając do nowych produktów, znajdziemy w nich:
blisko 90% składników pochodzenia naturalnego
60% mniej składników w porównaniu z dotychczasowymi formułami
Nie znajdziemy zaś parabenów, oraz SLS i SLES.
Zniknęły również barwniki. Do mnie zdecydowanie to przemawia, bo wybierając kosmetyki dla dzieci zawsze uważnie czytam składy i wybieram te, które oparte są na naturalnych składnikach.
Nie zmieniły się za to zapachy, które mi osobiście kojarzą się z dzieciństwem – żółty szampon Johnson’s® pamiętam jeszcze z czasów, gdy byłam kilkulatką 🙂


Pojawiła się też nowa seria CottonTouch® dla maluszków już od pierwszego dnia życia.. Jej skład oparty jest o czystą bawełnę i jest na tyle łagodna, że nie zakłóca naturalnego mikrobiomu skóry. Co to w praktyce oznacza? Mikrobiom to najogólniej ujmując kolonie drobnoustrojów zasiedlające organizm człowieka, zarówno wewnątrz ciała jak i na powierzchni skóry. Są one o tyle istotne, że tworzą barierę chroniącą np przed infekcjami. Mikrobiom noworodka powstaje min. już w momencie narodzin, kiedy to maluszek kolonizuje mamowe bakterie. Ze zdrowotnego punktu widzenia fajnie by było nie zakłócać tej dobroczynnej bariery drobnoustrojów. I tak właśnie działa nowa linia CottonTouch, która nie tylko pielęgnuje, ale też chroni skórę maleństwa od pierwszego dnia życia. Super, prawda?


*Wpis powstał we współpracy z marką Johnson’s.
**Wszelkie dane statystyczne pochodzą Raportu Pokolenie Łagodności.
3 COMMENTS
Kama
4 lata ago
Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że napiszesz, że jest łatwiejsze 🙂
Olka
4 lata ago
Odwieczne pytanie – jaka różnica wieku jest najlepsza? 🙂
Moocha.pl
4 lata ago
W zależności w jakim wieku jest pierwsze dziecko, jeżeli różnicy jest 1,5 roku to na prawdę jest ciężko. Musi być mąż lub ktoś co będzie pomagał.