Pamiętam gdy będąc w jeszcze w ciąży przeczytałam, że dzieci już w łonie matki słyszą i reagują na muzykę. Już wtedy zdarzało mi się przyłożyć słuchawki do brzucha i włączyć kojące dźwięki pięknych kołysanek lub przytulnych ballad. Najczęściej były to piosenki Norah Jones, które od zawsze na mnie działały wyciszająco i usypiająco. Potem, gdy Miko był już po drugiej stronie brzucha, widziałam, że wspaniale reaguje na muzykę “z brzucha”.
Kiedy Mikuszon miał dosłownie kilka miesięcy puszczaliśmy płyty z piosenkami dla dzieci i śpiewaliśmy mu przeróżne piosenki. Muzyka niesamowicie na niego działała – momentalnie cały się rozpromieniał. W ciągu dnia zwracała jego uwagę, wieczorem śpiewne przez nas kołysanki pozwalały szybko ułożyć go do snu (serio, stary to głos). 🙂
Dziś już jak przystało na kilkuletniego zucha, ma dosyć obszerny repertuar piosenek – od takich całkiem dziecięcych po te bardziej dorosłe, ale pojawiające się np. w bajkach Pixara. Z Aut oczywiście piosenki na czele, a potem z Krainy Lodu. Swego czasu nawet Natalia Nykiel była grana, a co!
Nie żebym była ultra geekiem rodzicem, ale lubię trochę tej mądrości w wychowywaniu dzieci. Nie żeby zaraz tem eko sreko, bez przesady, bo uważam że wszystko musi być ze zdrowym rozsądkiem. Ale ten temat muzyki u nas nie przepadł na piosenkach wyłącznie. Gdzieś w miedzy czasie nasze przedszkole zrobiło taki tydzień muzyczny. Mikuszon przyniósł do domu tamburyn zrobiony z dwóch sklejonych tekturowych talerzy i wypełniony ryżem czy kaszą. Pomysł zabawy był zacny, lecz zanim Mik się rozkręcił z zabawą, to cała brzęcząca wkładka zdążyła ozdobić wszystkie podłogi w domu.
Jego rosnące zainteresowanie muzyką, śpiewem i instrumentami i mnie bardzo zaciekawiło. Zgłębiając temat zabawy instrumentami muzycznymi oraz rozwoju dziecka poprzez muzykę dowiedziałam się, że dzieci (wszystkie!) rodzą się z słuchem absolutnym, co w praktyce oznacza, że potrafią bezbłędnie rozróżniać dźwięki. Jednak ten niepielęgnowany skill z czasem po prostu zanika. Jeśli chcemy, aby dziecko cieszyło się tą umiejętnością również w przyszłości i miało np świetny słuch do melodii, pomogą w tym wszelkie zabawym muzyczne, śpiewanie czy właśnie nauka gry na instrumencie.
To co do mnie mega przemawia to fakt, że dzieci mające dużą styczność z muzyką, a zwłaszcza próbujące swoich sił w graniu na instrumentach mają zdecydowanie rzadziej problemy z koncentracją i bardziej rozwiniętą koordynację wzrokowo – ruchową. No ale z tą koncentracją to zdecydowanie dzieci praktykujące regularną naukę gry na instrumentach.
Umuzykalniane dzieci bardziej też chłoną naukę języków obcych niż ich nie muzykalni rówieśnicy i lepiej rozwijają intelekt. Dotyczy to też rozwoju mowy u mniejszych dzieci, takich właśnie maluchów. A im młodsze dziecko, tym oczywiście mamy większy wpływ na kształtowanie słuchu muzycznego, a co za tym idzie rozwoju emocjonalnego oraz właśnie intelektu. W przyszłości te właśnie dzieci lepiej będą radzić sobie z egzaminami, stresem.
A więc uogólniając muzyczne zabawy można śmiało potraktować jako inwestycję w rozwój.
Nie trudno więc się domyśleć, że postanowiłam rozwijać tę pasję, choć przede wszystkim bez presji nauki. Zabawa i jeszcze raz zabawa. Na tym etapie to raczej brzdąkanie i delikatne szarpanie strun niż jakaś starannie zagrana melodia, ale dużą frajdę sprawia samo próbowanie. Ja oczywiście z moim słuchem absolutnie nie absolutnym uczę Mikuszona grać jakieś proste melodie, a dla niego to super zabawa. Zwłaszcza, kiedy grają z nim mama i tata, jak prawdziwy zespół muzyczny. No i dla nas też frajda, w końcu jako dziecko skrycie marzyłam, żeby nauczyć się grać na pianinie.
Pierwsze skoki za płoty robiliśmy z bębenkiem. Zabawa przednia, uczy wybijania rytmu. Oczywiście żadne dziecko nie ogarnie wybijania rytmu, zwłaszcza trzylatek, no ale już uderzanie byle szybciej byle głośniej to już zupełnie inna historia. I tu niespodzianka – bębenek Janod jest dziecioodporny. Przetrwał bez najmniejszego uszczerbku.
Na drugi rzut poszedł cału zestaw muzyczny, czyli przede wszystkim gitara. Wystarczyło, że Mikuszon obejrzał raz bajkę Rock Dog o psie, który został gwiazdą rocka, a już zapragnął mieć własną gitarę. No i ukochany wujek gra na gitarze elektrycznej.
Jego radość na gitarę nie do opisania. Na początku bawił się pokrętłami, a więc Tata po każdej zabawie dostrajał gitarę na nowo. Teraz gra jak prawdziwy rockman :). Oczywiście Miko, nie Tata. My raczej bijemy brawo.
Razem z gitarą w zestawie są jeszcze organki, z którymi i maluch sobie poradzi. Oraz trąbka, kołatka i tamburyn.
Na koniec hit hitów – wspaniałe pianino Janod. Nie żebym miała coś do keyboardów. Ale to pianino ma w sobie coś. Przede wszystkim jest wspaniałym drewnianym instrumentem, a nie kawałkiem plastiku. Jest zdecydowanie dostosowane do małych dziecięcych rączek. Wydaje przepiękne dźwięki, które mały muzyk może wydobyć przyciskając aż osiemnaście klawiszy. Jesteśmy z Mikiem w nim absolutnie zakochani.
Najwspanialsze jest to, że widzę, jak coraz bardziej zabawa przeradza się w pasję. Miłość do muzyki rośnie, może kiedyś zapragnie grać na prawdziwym instrumencie, kto wie? Narazie dajemy mu szansę poznania świata muzyki i stawiamy na dobrą zabawę.
Czerwone pianino Janod do kupienia TUTAJ
Zestaw instrumentów Janod do kupienia TUTAJ
Bębenek drewniany Confetti to kupienia TUTAJ
Zostaw komentarz!