Wakacje, czyli ten czas, kiedy powinno się odpoczywać. Ale zaraz zaraz, jestem mamuśką, więc o jakim odpoczynku my mówimy? Przecież i tak będę biegać za dziedzicem moim ze sprężynką w tyłku i wymyślać milion zajęć. Nuda chociaż bywa kreatywna, to potrafi solidnie dać w kość, serio. To ja już wole się zabezpieczyć, bo wiesz, przezorny zawsze ubezpieczony, a podróż z dzieckiem bywa pełna niespodzianek, zwłaszcza opóźnień. Zbieram asy do rękawa i w drogę. Pędzimy na pociąg.
Z podróżami mam zawsze mały problem. Otóż nigdy własciwie nie potrafiłam się dobrze spakować. Najpierw pakowałam się na wyrost, na zapas, na wszelką okazję i potem kręgosłup mi się uginał od dźwigania tony niepotrzebnych rzeczy. Oczywiście już na miejscu okazywało się, że zabrałam wszystko i nic. Miał być lans, wyszła jakaś katastrofa. A potem musiałam z powrotem przytargać to samo plus jeszcze jakieś dziesięć kilo piasku, które przyniosłam z plaży w ręcznikach, klapkach, kostiumach.
Potem zaczęłam pakować się minimalistycznie. Nie daj boże wyjazd się przedłużył, a ja nawet majtek na zmianę nie miałam. Musiałam zmianę ubrań prać płynem do naczyń w umywalce i suszyć suszarką. A potem wszelkie zagniecenia pozostałe po ratunkowej przepierce przypominały mapę hydrograficzną Polski. Pół biedy, jak był to wyjazd na działkę, bo tam miałam to w nosie.
Potem zaczęłam się pakować planując kolejne dni z uwaględnieniem minimalnego zapasu, w postaci stroju na jeden dzień. I kiedy już mi się wydawało, że wygrałam tę nierówną walkę z losem, pogodą i wszechświatem, urodził się mój pierworodny. I wszystko szlag trafił. To moje planowanie i oszczędne pakowanie. Bo jak do cholery minimalistycznie spakować dziecko na wyjazd? Coś się w ogóle zostawia w domu czy zabiera się wszystko? Pierwsza próba, spakowaliśmy cały bagażnik ciuchów, zabawek. Użyliśmy jakieś pięć procent tej całej graciarni i się wściekłam, przysięgam, Bo pakowanie zajęło mi dłużej niż sam wyjazd.
Drugie podejście na wypad spontaniczny, nie wzięłam zbyt dużo, bo przecież nie pewnie nie zdążę użyć i wyszedł najgorszy wyjazd ever. Byłam o krok od wyskoczenia z samochodu przez ledwie uchyloną szybę.
Dziś podróżujemy na różne sposoby. Pociąg, samolot, samochód rzadziej. Pakuje tyle ile dni + trzy zmiany na zapas. Wiadomo, wpadki, wypadki. Zabawki tylko te kompaktowe, wygodnie, niewielkie, które mogę zmieścić w swojej torebce. Żadnych dodatkowych tobołów, po moim trupie. Kilka samochodzików, a poza tym naklejki, duuużo naklejek, bo przyklejać da się wszędzie 🙂 oraz kompaktowe gry, które łatwo wyjąć z torby akurat tam gdzie akurat jesteśmy. Nieważne czy to plaża, pociąg czy inne miejsce. Ważne że nie ważą i nie zabierają miejsca. Że gwarantują świetną zabawę i możemy też bawić się razem. Najbardziej lubimy te od Mudpuupy, za piękne obrazki i za to, że właśnie są takie wygodne i w wersjach kieszonkowych.
Razem z moim mężem jesteśmy wielkimi fanami planszówek i wszelkich gier żetonowych czy karcianych. Już od dawna wyczekiwałam momentu, w którym w końcu będziemy mogli grać razem z Mikiem. Osobiście uważam, że w dobie tabletów i smartfonów zaszczepianie w dzieciach miłości do gier planszowych jest niezwykle ważne, bo wspaniale uspołecznia, wymaga skupienia, stymuluje umysł, no i oczywiście daje dużo radości ze wspólnej zabawy.
Puzzle w woreczku Mudpuppy
Domino Mudpuppy
Rolka naklejek ze zwierzakami
Memo z dinozaurami Mudpuppy
Zostaw komentarz!