Macierzyństwo jest przepełnione wyzwaniami. Od samego początku mierzymy się z nimi, i z całych sił staramy się dać im radę, choć nie jest łatwo. Karmienie piersią, deficyt snu, kolki, potem mądre rozszerzanie diety – to wszystko choć wcale nie łatwe, to jesteśmy w tym na 100%, szukamy rozwiązań, ułatwień, czasem drogi na skróty, po to by osiągnąć trudne cele.
Z tym jedzeniem to jest najtrudniej, bo przeważnie to obszar nad którym trzeba się mocno nagimnastykować, by zachęcić dziecko do spróbowania czegokolwiek nowego, innego niż do tej pory jadło.
Z Mikosiem miałam rozgrzewkę już na samym początku, na samo wspomnienie mam aż ciarki. Pewnego pięknego dnia, kiedy to miał już ponad pół roku, stwierdził, że on już mleka nie chce. Nic, null, ściana. Na próby podania mleka pod jakąkolwiek postacią zaciskał usta i nie było zmiłuj. Włosy rwałam sobie z głowy, bo przecież mleko jest bardzo ważne w diecie dziecka. Uratowała mnie…
… konsekwencja
Tak! Codziennie do każdego z karmień podawałam butelkę z niewielką ilością mleka z nadzieją, że jednak mu się odmieni. Cała sytuacja trwała z dobre półtora miesiąca, aż pewnego poranka tak po prostu zmienił zdanie i foch na mleko minął. Zaczął pić każdorazowo po 180 ml. Ot tak. I pił mleko jeszcze przez dobre półtora roku. To była dla mnie cenna lekcja, by nie poddawać się, tylko konsekwentnie próbować, bo przecież dziecko może zmienić zdanie, nic nie jest na zawsze.
Podobnie rzecz ma się ze spożywaniem owoców i warzyw bo to przecież najtrudniejszy punkt dziecięcej diety. O ile na etapie rozszerzania diety, mój mały jamochłon pochłaniał dosłownie wszystko z olbrzymim apetytem, to już na etapie żłobka entuzjazm opadł. Miałam podejrzenia, że przyczyna leży w tym, że inne dzieci też nie jedzą wszystkiego, a jak wiadomo, wpływ grupy działa nawet wśród maluchów. No i zaczęło się. Rzodkiewka fuj, papryka fuj, pomidorek, ogórek. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. I znów rwałam włosy z głowy, bo przecież dobrze zbilansowana dieta powinna zawierać minimum dziennie pięć porcji warzyw i owoców, a ja tu musiałam prowadzić istne wojny o choćby próbę. Postanowiłam temat…
… oswoić
Tak, dokładnie oswoić! Bo przecież wszystko to co nie oswojone, wydaje się straszne i niedobre – zwłaszcza w świecie kilkulatka. Rozpoczęliśmy więc od oswajania przez zabawę.
Na początek zaczęliśmy od wspólnych wypraw na bazarek. Tam na uginających się od warzyw i owoców straganach wspólnie wybieraliśmy co będziemy jeść i co gotować. Mikoś stał się ekspertem ds. zakupów i wybierania co bardziej dojrzałych i apetycznych okazów. Pokazywałam mu również jak wiele jest różnych odmian, mógł je dotknąć i powąchać, tym samym poznać. Co za gratka dla przedszkolaka. Takim oto sposobem do menu szybko weszła papryka, cukinia i bakłażan.




Oprócz wspólnych zakupów w realu zaczęliśmy bawić się w domu straganem, który dostał w prezencie od Świętego Mikołaja. Wszak kupowanie i sprzedawanie, czyli naśladowanie dorosłych jest dla dziecka przednią zabawą. Nagle warzywa i owoce stały się częścią naprawdę fajnej zabawy. Robiliśmy na stragan dostawy warzyw od rolników i owoców od sadowników. Ważyliśmy, pakowaliśmy w papierowe torby. W zabawę włączali się też Tata i Babcia Iwonka.
Skoro zabawa, to także i gry! Najlepiej sprawdziły się te z motywem przewodnim gotowania, które pokazały, że w składzie każdego posiłku znajdują się warzywa / owoce oraz te z mechaniką opierającą się na obsadzaniu grządek marchewkami, pomidorami czy rzodkiewkami. Obie od dłuższego czasu są u nas w ciągłym użyciu, przez co pudełka stały się nieco sfatygowane 🙂
Na koniec przyszła pora ocieplenia wizerunku (tak, wizerunku warzyw i owoców!) i tu jak nic zadziałało wspólne śpiewanie piosenek. Włączaliśmy ulubioną płytę Mikosia i po dziesięć tysięcy razy śpiewaliśmy piosenki o warzywach i owocach. Słuchaliśmy jej też rano, wieczorem, w drodze do i z przedszkola. O pomidorze Pedro, Szparagu Serge i Papryce Consueli. Nagle warzywa i owoce przestały być fuj, bo były fajne, ciekawe, sympatyczne i w takim razie muszą być smaczne.
Oczywiście przykład idzie z góry…
… więc każdy owoc czy warzywo, do którego chcieliśmy Mikosia przekonać musieliśmy i my jeść. A to okazało się zbawienne i dla naszej diety, bo czasami najzwyczajniej w świecie zaniedbywaliśmy zawartość swojego talerza. Tak więc rewolucja objęła nas wszystkich. Nie łatwe było przestawienie się, ale postanowiliśmy podjąć rodzinnie #WYZWANIE5PORCJI czyli spożywać każdego dnia pięć porcji warzyw i owoców lub soków. Każde z nas. Umówiliśmy się z Mikosiem, że wspólnie będziemy tego pilnować, razem przygotowując posiłki. Jak to kilkulatek, od razu połknął haczyk, bo konkursy wyzwania i rywalizacja to przecież świetna zabawa.




Najłatwiej było nam zacząć od śniadań. To nasz codzienny wspólny posiłek. Przygotowywanie go razem też przyjmuje formę zabawy. Na ogół są to twarogi z warzywami, jajka w każdej postaci, placki. Do picia szklanka soku (200ml), która może stanowić jedną z pięciu porcji warzyw i owoców w ciągu dnia. Porcję może stanowić także sok z kartonowego opakowania, które jest całkowicie bezpieczne. Taki sok ma podobny poziomom składników odżywczych, co owoce lub warzywa, z których powstał. Zgodnie z obowiązującym prawem sok owocowy lub warzywny nie może zawierać konserwantów, słodzików, sztucznych barwników, a soki owocowe, pomidorowe oraz soki warzywne 100% nie mogą zawierać takich dodatków jak cukry (np. glukoza, fruktoza, sacharoza, syrop glukozowo – fruktozowy). Ponadto są doskonałym źródłem witamin i mikroelementów, a także antyoksydantów. Więcej informacji znajdziesz TUTAJ.
Dlatego bardzo chętnie po nie sięgamy, bo jest to nie tylko bezpieczne, ale również zdrowe i jeszcze coś, co doceni każda mama – szybkie i wygodne.




W taki oto sposób bez szoku i delikatnie zaczęliśmy wprowadzać do codziennej diety coraz więcej owoców i warzyw, trzymając się postanowienia, że muszą znaleźć swoje miejsce w każdym posiłku w ciągu dnia. Na każdym talerzu znajdowały się lubiane dotychczas pewniaki + jedna nowość lub owoc/warzywo dawno nie próbowane. Oczywiście nie zawsze każdy posiłek kończy się zjedzeniem wszystkiego, ale na przestrzeni czasu widzimy wyraźny progres, bo nawet brukselka jest pożerana.
Gorąco Was zachęcam do oswajania z dziećmi warzyw i owoców, a tym samym podjęcia #WYZWANIA5PORCJI, wszak to przednia zabawa również dla rodzica. Oprócz niewątpliwych wymiernych korzyści zdrowotnych, mamy okazję edukować dziecko o istocie dobrze zbilansowanej diety i wyrabiać prawidłowe nawyki żywieniowe. To co, wchodzicie w to?
*Materiał sfinansowany ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw
1 COMMENT
Paula
4 lata ago
u nas najskuteczniejszym sposobem na podawanie warzyw są zupy kremy. Każde warzywo jest w takiej formie akceptowane. Dodatkowo pesto warzywne, np. z brokułów. Generalnie zasada jest taka, że warzywo nie może wyglądać na warzywo 😉