Dzielenie się jest takie niesamowicie polskie. Serio. My po prostu MUSIMY się dzielić! To takie stu procentowo nasze, jak parawaning, skarpety do sandałów czy kopiaste talerze jedzenia na wakacjach all inclusive.
Zwyczajne poniedziałkowe popołudnie, więc wracając ze żłobka zaglądamy na plac zabaw, posiedzieć jeszcze w piaskownicy. Moje dziecko z radością spędza tam czas, otoczone przez dziesiątki wspólnych placowych zabawek. Niektóre jeszcze w miarę dobrym stanie, inne wołają o pomstę do nieba. Zawsze gdy przychodzimy mamy też całą torbę swoich zabawek. Ale własne są nudne, a wspólne bombowe, bo jeszcze nieodkryte. Nie mam nic przeciwko, bo dla mnie to mniej zbierania gadżetów po zabawie. Taka praktyczna jestem i już.
Mija kilka, może kilkanaście minut, a dzieciarnia zaczyna się przepychać o zabawki, bo kolega trzyma auto, a drugi łopatę. Wiadomo, jak to w życiu, u sąsiada trawa zawsze bardziej zielona.
Nagle słychać zabierającą głos mamę, która krzyczy: Jasiu, daj koledze auto. Ty już się pobawiłeś, podziel się. Dziecko nie reaguje, może nikt nie zauważy. Za chwile krzyk matki się powtarza, ale tym razem zdecydowanie przybiera na sile. I jeszcze raz. W efekcie Jaś wpada w histerię, łzy ciekną jak grochy po policzkach, powietrza już złapać nie może z tego wszystkiego, bo jeszcze nie zdążył się pobawić ile chciał, a tu już padł nakaz oddania zabawki.
Matki na placach zabaw powtarzają swoim dzieciom “dziel się” niczym mantrę. Trzeba się dzielić i już. Nieważne czyje to i czy dziecko właśnie się bawi, czy też dopiero zaczęło. Nieważne czy wystał za tą zabawką swoją kolejkę, czy przez ostatnie piętnaście minut nie spuszczał jej z oczu czekając, aż kolega porzuci ją w zabawie. Ma się natychmiast dzielić i już. Mama zarządziła.
Dorośli nic nie muszą
My dorośli pojmujemy tę kwestię zupełnie inaczej niż dzieci. Widzimy z dzielenia się korzyści emocjonalne. Wierzymy w uduchowienie, w to że dobra karma wraca. Wspomagamy tych, którzy tego potrzebują, którzy mają od nas gorzej. Ale zawsze mamy wybór i możemy podjąć decyzję, czy mamy chęć czy nie.
Inną odrębną kwestią jest to, że dzielenie nie wszystkim i nie ze wszystkimi. Nie dzielimy się swoimi osobistymi rzeczami np. telefonem, nie oddajemy swojego domu komuś, nie dzielimy się swoją ulubioną bielizną czy ubraniami. Nie dzielimy się swoją wypłatą z koleżanką, bo ona tego chce. Nie oddajemy nikomu swoich pamiątek rodzinnych, bo my już się nimi nacieszyliśmy, a teraz pora na kogoś innego. Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Nie oznacza to wcale egoizmu, ale chociażby przywiązanie do własnych rzeczy oraz potrzeba autonomii.
Skoro są one naszą własnością, mamy prawo do decydowania zgodnie z własnymi przekonaniami.
No więc nasuwa się pytanie: czy dziecko powinno się dzielić? I tak, i nie.
Nie, dziecko NIE MUSI się dzielić, jeśli nie ma na to ochoty.
Jeśli jest na placu zabaw i bawi się zabawką wspólną, którą “znalazł pierwszy” to dlaczego ma ją natychmiast oddawać? Bo mama karze? No na boga. Prawo piaskownicy. Zabawki są wspólne, nie po to by żadne dziecko nie mogło się pobawić, bo musi się dzielić. Są po to, żeby dziecko się pobawiło, a po zakończonej (podkreślam) zabawie pozostawiło zabawkę dla kolegi lub koleżanki.
Ja osobiście dopóki nie dzieje się coś niepokojącego, nie wkraczam. Plac zabaw to szkoła życia. Dziecko musi walczyć o swoje, uczyć się asertywności. Nie zawsze musi ulegać prośbie. Może oddać zabawkę, gdy skończy się bawić. I to jest jak najbardziej okej.
Drugą stroną jest dzielenie się własnymi zabawkami. I tu też powiem NIE, dziecko nie musi się nimi dzielić.
My dorośli mamy wiele swoich osobistych rzeczy, którymi wcale się nie dzielimy. Nie musimy i mamy do tego prawo. Dlaczego więc dziecko ma mieć obowiązek dzielenia się swoimi zabawkami, skoro mogą one stanowić dla niego właśnie takie przedmioty osobiste? Przedmiotami, które uwielbia i do których jest przywiązany?
Przyczyn może być mnóstwo. Dziecko może się obawiać, że nie odzyska swojej zabawki,
Niedawno mieliśmy taką sytuację.
Przyjechała do nas koleżanka Mikołaja. Usiedli razem w mikołajowym pokoju. Koleżanka mogła bawić się wszystkimi zabawkami oprócz autek mojego synka. Jak tylko próbowała je dotknąć, mój synek płakał. Absolutnie nie godził się na to, by dzielić się swoimi najważniejszymi i ulubionymi zabawkami. Ja to szanuję i nie zmuszałam go do oddania koleżance zabawek. Proponowałam mu inne zabawki, ale nie chciał, bo auta były dla niego najważniejsze. Jego zabawki, a więc i jego zasady.
Dziecko powinno być uczone od najmłodszych lat, że dzielenie się jest bardzo ważne.
W tym rola rodzica, żeby tłumaczyć dziecku, jak ważne jest dzielenie się z innymi.
Ale to czy się podzieli to inna sprawa. Bo dziecko musi tego chcieć. Nie można na nie naciskać ani zmuszać do dzielenia się.
Dziecko powinno mieć prawo do decydowania o swojej własności, a więc do tego czy chce się dzielić własnymi zabawkami czy nie. Jeśli nie ma na to ochoty, ma do tego prawo. Dziecko, które będzie zachęcane a nie zmuszane znacznie częściej i chętniej będzie dzielić się z rówieśnikami, a wszystko dlatego, że nie będzie widzieć w tym straty, a wiele korzyści, takich jak nawiązywanie i pielęgnowanie relacji oraz satysfakcję.
Ważne jest też, aby identyfikować przyczynę, dla której dziecko nie chce się dzielić, ale mimo to nie naciskać. Trzeba też dziecku tłumaczyć, że tak samo jak ono nie chce czasami się dzielić, tak samo inne dzieci nie zawsze mogą chcieć pożyczyć swoją zabawkę i trzeba to uszanować.
Tak czy inaczej, trzeba szanować decyzję małego człowieka, wszak on jeszcze nie potrafi racjonalizować zalet dzielenia się z innymi i podejmuje decyzje sercem. Nie łammy tych maleńkich serduszek. Dajmy dzieciom prawo wyboru i do własnego zdania (KLIK).
1 COMMENT
Monika Raus Kobieta Niezgodna
7 lat ago
Nic dodać nic ująć, trafione w samo sedno.
Nie musi i nikt nawet mama nie powinna zmuszać dziecka do dzielenia się swoimi rzeczami!
Może a nie musi.
Choć oczywiście masz rację pisząc, że tłumaczyć trzeba.