Przy pierwszym dziecku wyobrażenia na temat urlopu macierzyńskiego wkraczają mocno w sferę fantazji. Zdawać by się mogło że przecież nie będę chodzić do pracy, będę mieć multum czasu, będę z radością i uśmiechem każdego dnia rzygać tęczą na swoje maleństwo, dookoła kwiatuszki, gwiazdeczki itd. To tylko fantazja…
Dziś podsumowuję, bo już niedługo wracam do pracy 🙂
NA POCZĄTKU BYŁ CHAOS…
Życie szybko weryfikuje tę infantylną fantazję o krainie wszechogarniającego dobrobytu, zwanego inaczej urlopem macierzyńskim…
Choć mam już go w całości za sobą, to przypomnę że wyglądało to o właśnie tak:
Jak co rano wstaję i widzę ogrom rzeczy które mnie czekają. Począwszy od standardu właściwego pielęgnowania dziecka tj. karmienia, przewijania, kąpiele, przebieranie, ulewanie, po spacery, zabawę, uśmiechy, przytulanie etc.
Idąc dalej, cały stuff domowy: pranie (które nigdy się nie kończy. NIGDY!), sprzątanie (kurz mimo wycierania, złośliwie w ciągu kilku sekund materializuje się z powrotem w tym samym miejscu), gotowanie (na które na początku nie potrafiłam znaleźć czasu), prasowanie pierdyliardów ubranek. I tak do późnego wieczora.
Potem kolacja, blog, czasem jakiś film albo “Tap Madel” i padam spać bo już jest któraś tam w nocy.
Wstaję rano. Czy ja właściwie spałam, bo nie czuję, nie pamiętam… O matko, kolejny długi pracowity dzień…
Ten kto nazwał macierzyński urlopem, był doprawdy bardzo dowcipny…
Niekiedy słyszę od znajomych nieskalanych rodzicielstwem – Ty to masz dobrze, cały dzień w domu siedzisz, rok odpoczynku, co ja bym dał(a) za rok obijania się!
Grrrrrrrr ….!- myślę sobie, a potem przechodzę do spokojnego tłumaczenia, jak bardzo się pomylił(a), żyjąc w przekonaniu że to rok nic nie robienia…
Bo faktycznie jest masa ludzi, którym to się wydaje że my tak cały dzień leżymy i pachniemy. A dziecko przecież właściwie śpi, albo siedzi grzecznie w miejscu przez cały dzień i się uśmiecha. Taaaaaak…. I samo się nakarmi i przewinie. Ale dlaczego my jesteśmy takie zmęczone?
Na szczęście przedstawicieli tej myśli jest coraz mniej. Ufff.. Jest empatia, to można się rozmnażać 🙂
JAK (PRZE)ŻYĆ??
Pierwsza zasada – ORGANIZACJA! Na początku jest ciężko, wiadomo, kolki, karmienia na żądanie, ale z czasem udaje się z dzieckiem dotrzeć i wtedy już prosta droga do luksusu planowania czasu. Dobre rozplanowanie czasu pozwala na wykonanie większości obowiązków domowych + odpoczynek.
Druga zasada: ZAANGAŻUJMY TATUSIÓW. Oni naprawdę chcą, tylko my takie zaborcze zołzy jesteśmy i wydaje nam się że wszystko same lepiej zrobimy. To błąd. Umożliwijmy Ojcom przeżyć czas rozwoju malucha jak najintensywniej. Zachęcajmy do angażowania się we wszystkie punkty codziennego rozkładu jazdy. Niech dziecko czuje że ma dwoje rodziców, a nie jest jedynie dzieckiem swojej matki i świat poza nią nie istnieje. A czas, który dzięki temu zyskamy aż prosi się by go wykorzystać nieco egoistycznie. A co tam, należy się! Za te trudy porodów, nieprzespanych nocy, bejbi blusa itd. Sposobów na wykorzystanie czasu są tysiące. Kino/kawa/zakupy z przyjaciółką, masaż na zbolałe od dźwigania słodkich kilogramów plecy, manciure czy fryzjer.
Dziecko śpi? Poczytaj książkę, przejrzyj magazyn, zajrzyj na Pudelka. Nie samymi obowiązkami domowymi matka żyje – inaczej błyskawiczna depresja murowana.
Relax & Chillout
Powtarzaj to jak mantrę. Codziennie. A jak tylko nadarzy się okazja, wprowadzaj w życie.
CZYLI DA SIĘ?
No da się, pewnie że się da. Choć trochę czasu to trwało.
Mimo ilości rzeczy do ogarnięcia w ciągu dnia, biorę z macierzyństwa pozytywne emocje całymi garściami (uśmiechy, zabawy, przytulania, i te piękne wiecznie uśmiechnięte szaro-niebieskie oczy! love!). A wszystko dlatego, że u nas funkcjonuje uzupełnianie się w zakresie obowiązków domowych i rodzicielskich. Oczywiście w ciągu dnia ja jestem z Mikim (no w końcu ten urlop jest, co nieeee?), ale gdy tylko Maciek wraca z pracy, od razu przejmuje na swoje ręce młodego. Ja w tym czasie dogarniam wszystko to, co tak wdzięcznie udało się rozgrzebać w ciągu dnia między posiłkami/pieluchami/zabawami, potem kąpiel, papu i zaczyna się wieczór dorosłych. Łikendami gdy nie jesteśmy właśnie na rodzinnym spacerze, korzystam z chociaż chwilowych możliwości ulotnienia się z domu i ładuje baterie na nadchodzący tydzień. To co teraz grają w kinie….?
Zostaw komentarz!