Są takie sytuacje, gdy dziecko zaczyna przerażać rodziców. Takie momenty, które przyprawiają Cię o gęsią skórę i czujesz dreszczyk wcale nie pozytywnych emocji. Z bezsilności wszystko Ci opada, ręce, cycki, no wszystko po prostu i myślisz sobie: noszjapierdolę, za jakie grzechy ten bunt dwulatka?? Pragniesz spokoju, ciszy, albo chociaż momentu, kiedy dziecko w końcu pójdzie spać, a Ty będziesz miała chwilę pozbawioną wrzasków, krzyków i emocjonalnego terroryzmu.
Jedyne co Ci pozostaje, to uzbroić się w cierpliwość. Liczysz. Liczysz do dziesięciu, potem do stu, ale nawet to nie wystarcza. Zaczynasz liczyć do tysiąca i modlisz się o cud. Odliczasz minuty, ale zaraz się okazuje że to nie minuty, to sekundy, bo w tej koszmarnej sytuacji czas zdaje się wlec w nieskończoność.
Jestem spokojna – powtarzasz to jak jakąś cholerną mantrę, która nigdy nie działa. !@#$%^&!
Ten scenariusz, który przerabia większość z nas. Są oczywiście takie super spokojne dzieci, słyszałam o nich legendy, moje się do takich zdecydowanie nie zalicza.
Czy to już bunt dwulatka?
To bardzo szeroko pojęte określenie. Da się go do wszystkiego przykleić i przeważnie rodzice chętnie stosują tę praktykę. Zwykle jak dziecko jest niegrzeczne, to słyszę: a to pewnie bunt dwulatka / trzylatka / czterolatka (niepotrzebne skreślić). Ja tam w ten bunt nie wierzę. Dziecko nie jest złe czy niegrzeczne z zasady. W moim prywatnym odczuciu termin buntu został stworzony zapewne przez tych, którzy przyzwyczajeni do uległości swojego niemowlaka, nie mogli pogodzić się z faktem, że dziecko ma już własne zdanie i może je manifestować lub co gorsza, ofensywnie się czegoś domagać. Dziecko jak każdy człowiek ma swoje humory, lepsze i gorsze dni. Jak ja czy Ty. Może mu coś nie smakować, bo przecież ma prawo mieć swoje preferencje i nie musi z ochotą jeść wszystkiego, co mama ugotowała. No bez jaj, Wy też wszystko lubicie? Ja nie. Więcej pisałam o tym TUTAJ.
Kojarzycie wydzierające się dzieci w centrach handlowych? Mnie akurat te wrzaski nie dziwią, sama nie lubię chodzić po sklepach, zwłaszcza gdy nie mam w tym żadnego celu, a zmuszanie do tego dziecka jest co najmniej godnym pożałowania pomysłem. Jeśli mój niespełna dwulatek jęczy w trakcie szybkiego wypadu do sklepu, to dla mnie sygnał, że pora się sprężyć i iść tam, gdzie dziecko będzie miało lepsze warunki do spędzania czasu. Przykuwanie dziecka do wózka i objeżdżanie wszystkich wyprzedaży wcale nie jest najlepszym pomysłem. Zakupy w końcu możemy zrobić przez internet i bez obopólnego stresu.
Są jednak sytuacje, niezależnie od zakupów czy innych czynników, kiedy Twój maleńki słodki aniołek uwalnia swojego wewnętrznego diabła tasmańskiego, którego nie da się tak zwyczajnie ugłaskać. Pędzi jak tajfun, rozwalając wszystko wokół siebie, dostaje ataku histerii i emocjonalnie terroryzuje Cię na wszelkie możliwe sposoby. Kiedy wszelkie dostępne metody ułagodzenia i ugłaskania nie skutkują, modlisz się o to, by w końcu się zmęczył i poszedł spać.
Przyczyn tego magicznego stanu przeważnie jest kilka, pewnie któraś z nich miała miejsce.
Za dużo cukru
Cukier to zło. Działa niczym jakieś kosmiczne paliwo, dając dziecku energię i przyspieszenie bolida formuły jeden. Niedługo po spożyciu, zaczyna roznosić chałupę, biegać, włazić po meblach i generować najgorszy bajzel. Dosłownie jakby się jakiegoś szaleju napił.
Brak drzemki
To jest dopiero prawdziwa katastrofa. Brak drzemki to ewidentnie nieszczęśliwe dziecko i nieszczęśliwy rodzic. Jeśli mały jegomość lub dama nie zaznają ani odrobiny snu o swojej porze, to jak w banku że będą marudne. A marudne oznacza nic innego jak to, że będą robić awanturę z byle powodu. Że woda za ciepła, za zimna, trawa za zielona, bajka za krótka, bułka zbyt bułkowata, zabawki nie wystarczająco fajne i mogłabym tak bez końca wymieniać. Bo to może być dosłownie wszystko. I choćbyśmy stawali na głowie i robili najśmieszniejsze sztuczki cyrkowe, byleby rozśmieszyć małego terrorystę, to on i tak się wkurzy, bo taki ma akurat nastrój. Będzie wył w niebo głosy, bo jesteśmy nie śmieszni i w ogóle be. Więc lepiej zachowaj spokój, zaciśnij zęby i staraj się nie prowokować. Chyba, że życie Ci nie miłe. Przeczekaj kryzys i pilnuj drzemek, bo to może uratować Cię przed katastrofą.
Co dalej?
Ja Wam mówię, przetrwamy to. Serio, bardzo w to wierzę. Nie słyszałam jeszcze nigdy, żeby bunt dwulatka zabił rodziców, ani żeby wypisywali z tego powodu relanium. Więc chyba to mija, albo organizm się uodparnia.
Plan mam taki. Zero cuksów, ciastek (bo cukier to złooooo) i obowiązkowa codzienna drzemka do osiemnastki. Jakoś to będzie. Musi.
Na całe szczęście, te buntownicze momenty nie trwają wiecznie, a miłość do tych małych urwisów wszystko wynagradza.
Zostaw komentarz!