Święta to nie tylko kupowanie oraz dawanie prezentów, ubieranie choinki i gotowanie nieprzyzwoitych ilości jedzenia, którego nie da się przejeść. To przede wszystkim spotkania z rodziną, również tą rzadko albo dawno nie widzianą. Jak to w przypadku wspólnego świętowania bywa, nie mija godzina, a atmosfera absolutnie się rozluźnia. Panowie luzują krawaty, rozmowy o polityce się kończą i rozluźniają się języki. Przychodzi pora na te wszystkie irytujące teksty, które odhaczamy na liście top of the top wścibskich i drażniących.
Oczywiście nie w każdym domu mają one miejsce, ale jednak w wielu. Wszędzie tam, gdzie znajdzie się jakiś krewny, który często nie wiedząc co powiedzieć, sypnie sucharem z rękawa. A że tematy ponadczasowe, to jedzie się na nich przy każdej okazji. Kiedyś to były pytania typu czy masz już kogoś, albo co tam u Ciebie w życiu prywatnym, potem kiedy wyjdziesz za mąż / ożenisz się?, ale z upływem lat, gdy związek przypieczętowany i tu już nie ma o co się zaczepić, pojawił się nowy level bardzo taktownych pytań, które niewątpliwie “umilają” świąteczną atmosferę. Baaa, niektóre są przykre a inne zwyczajnie rzygogenne. Niby można olać, ale w niektórych przypadkach trudno, zwłaszcza gdy najmniej zainteresowane osoby postanawiają drążyć temat do momentu, gdy uzyskają satysfakcjonującą je odpowiedź. Niby niewinnie się zaczyna, ale wszystkie pociągają za sobą długie dyskusje, pouczania i wtrącania się.
Kiedy dziecko?
Bo przecież musicie. Macie już jedno? No to pora na drugie, bo jak to tak jedno? Nie róbcie mu tego, przecież takie samotne jest i nieszczęśliwe. Robicie mu ogromna krzywdę. W końcu jest 500+, trzeba się rozmnażać. Macie dwie córeczki? A kiedy synek? Pospieszcie się, bo lata lecą i zaraz o dziecku będziecie mogli tylko pomarzyć.
So what, że nie niektórzy borykają się z niepłodnością lub nawet bezpłodnością i srylionem chorób utrudniających wystaranie dziecka, a o których wcale nie chcą mówić na forum rodzinnym, albo najzwyczajniej w świecie mogą nie chcieć kolejnego dziecka. W taki oto sposób macica staje się główna bohaterką świąt i sprawą całej rodziny.
Daj buziaka. No już! Babcia czeka!
Święta to najgorszy pod tym względem okres, serio. Ja się absolutnie nie zgadzam na wymuszanie jakiegokolwiek okazywania uczuć na moim dziecku. To, że babcia czegoś chce, to absolutnie babci problem. Nie mówiąc już o ciotkach i pociotkach. Nie i koniec. Maluch ma prawo nie mieć ochoty. Ja też nie czuję potrzeby ściskania się ze wszystkimi, a już tym bardziej dawania się ściskać i obcałowywać. Wszystko powinno być za obopólną zgodą.
Zjedz wszystko do końca, albo prezentów nie będzie. Mikołaj patrzy.
Straszenie dziecka i zmuszanie do jedzenia. Najgorzej. Na to też się nie zgadzam. Ilości jedzenia, które znajduje się na świątecznych stołach przyprawiają o zawrót głowy. Tego nie da się przejeść. Taki maluch już po drobnej przystawce jest pełen jak bąk. Ja wyznaję zasadę: zje ile może. Nie ma żadnych rózg ani straszenia brakiem prezentów. Mówię stanowcze NIE zabijaniu atmosfery i magii świąt niedojedzoną rybką czy pierożkiem, zwłaszcza w przypadku dzieci.
Jeśli jesteście w ciąży, to do tej listy można dodać jeszcze teksty o których pisałam TUTAJ, a jak już urodziłyście, to z pewnością możecie spodziewać się któregoś z TYCH.
Święta mają przynosić radość ze wspólnego czasu. Dlatego życzę Wam, aby Wasze święta były spokojne, pogodne, bez miliona rad i uwag. Abyście miały i mieli okazję wyciągnąć z nich jak najwięcej pozytywnych emocji i spędzili je w atmosferze miłości i ciepła rodzinnego. Wesołych!
Zostaw komentarz!